Karpacz-Kopa-Obří důl-turbina Peltona-średniowieczni poszukiwacze skarbów-krzesła w Upie- smak kofoli-zygzaki na Růžohorky-Droga Tragarzy-najwyżej położone w Czechach gospodarstwo -prawdziwy karkonoski jogurt-karkonoscy pasterze-beczkowa łaźnia-Travers-marsz pachnący sosną -w cieniu Wielkiej Góry-przejście smugi cienia-skrzydło Junkersa-Jelenka-motyle na Sowiej Przełęczy-zachód księżyca w Sowiej Dolinie-Karpacz
Można sobie wybrać spośród 260 jednoosobowych krzesełek, aby w ciągu 15 minut pokonać odcinek ponad 2 kilometrów i różnicę poziomów ponad 500 metrów. Rano w pogodne dni kolejki na dolnej stacji a po południu na górnej są już tradycją.
Latem w pogodne dni Śnieżkę odwiedzana dziennie kilkanaście tysięcy ludzi. Warto wtedy tak zaplanować swoją wycieczkę, aby po południu znaleźć się na szczycie. Będzie mniej ludzi, więcej miejsca i spokoju a widoki będą równie piękne.
A właściwie jego najwyższa część Úpská jáma, ze stromymi, niekiedy skalistymi ścianami o wysokości ponad 350 metrów ukształtowanymi przez funkcjonujące tu w plejstocenie lodowce górskie.
Rok 2015 został ogłoszony przez KPN Rokiem Motyli nic dziwnego, że owady również postanowiły uczcić swoje święto permanentnym eksponowaniem wdzięków we wszystkich dogodnych miejscach parku narodowego po polskiej i czeskiej stronie.
Pompy były w stanie podać 30 litrów wody na minutę. Wcześniej wodę w beczkach wnosili na szczyt Śnieżki tragarze na specjalnych nosidłach. Ciężar takiego ładunku dochodził nawet do 100 kilogramów.
Tablica poglądowa przedstawia schemat funkcjonowania zbudowanego w roku 1912 wodociągu na Śnieżkę. Woda na szczyt była pompowana wodą. Gromadzona w górnym zbiorniku spływała do tego miejsca i napędzała turbinę Peltona, która z kolei wpompowywała wodę na szczyt do funkcjonujących tam schronisk.
Trutnovski kronikarz Szymon Hüttel w swoich zapiskach wspomina na pochodzących z Miśni górnikach, którzy w Obří důl’e prowadzili roboty górnicze. Ostania kopalnia w tym miejscu przestała działać w 1959 roku.
29 lipca 1897 roku olbrzymie opady deszczu spowodowały zejście w Obřím dole lawin kamienno-błotnych i powodzi, w wyniku których śmierć poniosło siedmiu tutejszych mieszkańców oraz zniszczeniu uległy dwa domy. Lawina ta miała wtedy 750 metrów długości i 70 metrów szerokości. W tym miejscu znajdowała się również klauza do spławiania drewna pozyskiwanego w Obřím dole.
W Karkonoszach, zwłaszcza po czeskiej stronie, domy położone w górach określa się mianem „bouda” czyli „buda”. Ta nazwa ma długoletnią tradycję. Po raz pierwszy została użyta w 1609 roku przez cesarskiego urzędnika dla opisania chałup mieszkańców Karkonoszy.
Rzeka Úpa przepływająca przez Obří důl ma ponad siedemdziesiąt kilometrów długości i jest dopływem Łaby. Jej źródła leżą na stoku Równi pod Śnieżką, na torfowisku Úpské rašeliniště na wysokości 1432 m n.p.m. i spadają stromymi ścianami kotła prawie 400 metrów w dół tworząc Horní Úpský vodopád.
Artystyczna wizja przestrzeni zagospodarowana gigantycznym krzesłem na tle karkonoskiej przyrody. Ciekawy eksperyment.
Kofola składa się z 14 naturalnych składników, takich jak wyciągi z: jabłek, wiśni, porzeczek, malin, pomarańczy oraz aromaty ziół: kolendry, kardamonu, cynamonu i karmelu z dodatkiem kofeiny. Dwa lata zespół docenta Zdeneka Blazeka opracowywał magiczną formułę syropu KoFo. Obecnie napój ten jest produkowany w Czechach i na Słowacji. Co ciekawe w skład portfolio Kofoli wchodzą również napoje marki Hoop z Polski a sama firma jest notowana na Warszawskiej Giełdzie.
Po wielkiej powodzi w 1897 roku rozpoczęto w Karkonoszach wielkie prace związane z regulacją górskich strumieni i potoków finansowane z rządowych pieniędzy. Kamieniarze z południowego Tyrolu, Czesi, Polacy, Węgrzy, Chorwaci, Słoweńcy, Słowacy, Serbowie oraz Włosi z Wenecji, Toskanii, Kalabrii i Abruzzji ujmowali w kamienne okowy karkonoskie rzeki i mniejsze ich dopływu. Robotnicy mieszkali wtedy we wszystkich domach Růžov’ego důl’u. Była to prawdziwa karkonoska wieża Babel.
Prawdopodobnie najwyżej położone gospodarstwo rolne Czech. Oprócz krów hodowane są również owce. Z pozyskiwanego mleka na miejscu produkuje się sery, masło, jogurt.
W Karkonoszach od stuleci zbierane są jagody. Tutejsi mieszkańcy znali dokładnie właściwości lecznicze tej rośliny. Przygotowywali z nich nalewki, suszyli je wykorzystując później do preparowania zdrowotnych herbatek oraz wyrabiali dżemy lub powidła. Może ktoś w najbliższym czasie potwierdzi lecznicze działanie drożdżówki z jagodami?
Troską gospodarzy jest zachowanie tradycji dlatego bardzo pieczołowicie dbają nie tylko o meny, ale również o prezentację dawnych sprzętów używanych w starych karkonoskich gospodarstwach.
Przy Děčínsk’iej boud’zie stado krów i owiec pilnują dwa psy rasy Border Collie. Cały czas czujne i uważne
Chyba nic tak dobrze nie smakuje jak wypity ponad 1200 m n.p.m. jogurt, ze świadomością, że jest pity w miejscu jego powstania. Oprócz tradycyjnego naturalnego smaku, są również dostępne wersje z darami lasu, sadów, łąk i ogrodów. W zależności od pory roku.
Dokładnie tu i w taki sposób przed stu laty przyjmowano wędrujących na Śnieżkę turystów. Pozostał klimat i atmosfera miejsca. Kto ma ochotę ma mała wycieczkę w przeszłość , musi tu dotrzeć.
Tu nie żadnej ściemy, wszystko dzieje się na oczach gościa. Suszone przed stajnią, na słońcu banki na mleko, są tego najlepszym przykładem. A to wszystko 1200 metrów n.p.m. przez 365 dni w roku. Zapewne musi to być prawdziwy karkonoski hardcore biorąc pod uwagę tutejsze zimy,
Wysokogórskie karkonoskie łąki charakteryzują się dużą ilością występujących tutaj ziołorośli. Na przykład wytwarzane masło z mleka od krów pasących się przed stu laty na Złotówce miało ziołowy posmak. Stąd związana z miejscem pochodzenia nazwa Schneekoppebutter. Cudowne właściwości górskich roślin potwierdza również długowieczność tutejszych krów. Krowa Pepina zdechła mając dwadzieścia jeden lat. Mając na uwadze panujące na wysokości ponad 1200 metrów n.p.m warunki, jest to dobry wynik.
Kultywując tradycję, dbając o historyczne detale gospodarze Děčínsk’iej boudy wykorzystują nowoczesne narzędzia. Osoby zajmujące się krowami poruszają się na quadach a woda dla krów dowożona jest dobrym samochodem terenowym.
Tuż przy stajni zlokalizowana jest beczka. W zależności od temperatury podgrzewana jest w niej woda z domieszką soli i ziół do temperatury 38-42 stopni Celsjusza. Proces ogrzewania cieczy następuje w sposób naturalny poprzez spalanie drewna bezpośrednio pod kadzią.
Jednym z warunków na uzyskanie zgody na budowę nowego wyciągu na Śnieżkę było zachowanie kratownic w konstrukcji słupów nośnych. Firma Leitner wywiązała się z tego zadania. Obok biegnie stary szlak, po którym codziennie przez kilkadziesiąt lat maszerowali tragarze wnoszący na Śnieżkę zaopatrzenie.
W dwudziestoleciu międzywojennym Czesi wprowadzili w Karkonoszach system piktogramów do oznaczenie szlaków wiodących do schronisk, miejscowości bądź w znane miejsca. Szczególnie są przydatne w okresie zimowym, kiedy to szadź, lód i śnieg skutecznie potrafią ukryć inne oznakowania. Na zdjęciu nieme znaki prowadzące na: Śnieżkę i Pomezní boud.
Jeżeli ktoś nie lubi tłumów w górach to marsz tym szlakiem jest dla niego. Spokój, cisza, brak turystów a zimą doskonała alternatywa skitourowa do wejścia na Śnieżkę.
Nad Jelenim potokiem w 2007 roku Martin Janda odkrył najstarszy karkonoski świerk liczący sobie 322 lata. Potwierdziły ten fakt badania dendrologiczne. Drzewo to jest prawie rówieśnikiem kaplicy na Śnieżce, która została poświęcona 10 sierpnia 1681 roku.
Przed stu laty na szczycie Śnieżki wschody słońce zdecydowanie wygrywały z jego zachodami. Pokoje w schroniskach od wschodniej strony były zawsze droższe a ówcześni turyści potrafili spędzić całą noc na niewygodnych ławach w restauracji licząc na niezwykłe poranne doznania estetyczne. W lecie nawet kilkuset gości dziennie obserwowało to zjawisko ze szczytu Śnieżki.
Przekroczyć.
Znaleziony przy szlaku fragment poszycia rozbitego tutaj w 1945 roku transportowego Junkersa jest niemym świadectwem dramatu, który rozegrał tamtej zimy. Kawałek blachy i kilkanaście nitów. A do dzisiejszego dnia wśród obecnych mieszkańców Karpacza krążą opowieści o ich chłopięcych wyprawach przez góry do wraku samolotu. Zostaje tylko pamięć.
Była mroźna noc 23 lutego 1945. W górach szalała zamieć, wiatr wiał z prędkością ponad 100 kilometrów na godzinę. Transportowy Ju 52 uderzył w zbocze Czarnej Góry. Katastrofę przeżyło pięciu żołnierzy, którzy w szpitalnych ubraniach cztery godziny przedzierali się przez zamieć i zaspy do Růžohor’ek. Jeden z nich nie przeżył tego marszu. Wkrótce ekipa ratunkowa dotarła na miejsce wypadku. Tu okazało się, że nawet ci, którym udało się przeżyć katastrofę lotniczą, uwięzieni we wraku samolotu zmarli z wychłodzenia. Bilans tego zdarzenia to 23 ofiary. Żołnierzy pochowano w zbiorowej mogile w Małej Upie a później przeniesiono na cmentarz wojskowy w Brnie. Była to największa katastrofa lotnicza do jakiej doszło w Karkonoszach.
Tajemniczy i mało znany świat karkonoskich porostów prezentuje się na Trawersie, w niektórych miejscach niebywale okazale. Wart jest podziwiania i uwagi.
Od 1914 roku źródełko nosi swoje imię na cześć Emmy z rodu Orsini-Rosenberg, która była małżonką właściciela majątków Marszov i Vrchlabi Rudolfa Czernin-Morzina. słynęła z swojego dobrego serca i akcji charytatywnych, dzięki czemu zyskała uznanie wśród mieszkańców Karkonoszy. Zmarła w 1905 roku w wieku zaledwie 48 lat.
Niestety czynna tylko do 18.00 o czym warto pamiętać. Schronisko założył hrabia Jaromír Czernin-Morzin w roku 1936. Schronisko zostało zelektryfikowane dopiero w latach dziewięćdziesiątych. Obecnie prowadzone jest przez małżeństwo Pavla i Radkę Hofman’ów i jest to efekt wycieczki, którą odbyli w te rejony Karkonoszy w roku 1994.
Wieczorem po zachodzie słońca motyl prezentował się w całej okazałości na tle żółtych kwiatów. O ile w ciągu dnia tylko na chwilę sie zatrzymywał, to wieczorem prawie nie zmieniał miejsca swego pobytu. Cały czas prezentując piękne kolorowe skrzydła. Więcej o karkonoskich motylach można poczytać na stronie: http://www.kpnmab.pl/pl/2015-motyle-karkonoszy,422
Takie zachody tylko tutaj
Specyficzny układ doliny górskiej powoduje, że można obserwować zachód księżyca na początku nocy, który tutaj chowa się za Czarnym Grzbietem.
14:15 Karpacz dolna stacja wyciągu na Kopę. Jak to bywa o tej porze na dolnej stacji wyciągu, żadnych kolejek, trzy bilety, wydane 84 złote i już można było się rozsiąść na najwygodniejszym z wygodnych, jednoosobowym, drewnianymi szczebelkami wymoszczonym krześle kolei górskiej. Dobra widoczność, tłumy zjeżdżających z góry zmęczonych turystów zapowiadały możliwość spokojnego wędrowania. I tylko przy wysiadaniu należy pamiętać: wajcha do góry, a dopiero później, w prawo, w bok. Nie odwrotnie, bo będzie dodatkowa runda gratis.
15:06 Obří důl. Pod Śląskim Domem gęsto od spacerowiczów schodzących ze Śnieżki, gdzie niegdzie tylko wmieszani w tłum pojawiali się turyści z plecakami. Szybko niebieski szlak prowadzi do Obří důl’u. Po drodze motyle, niebieskie dzwonki symbol czeskiego parku narodowego w pełnym rozkwicie i widoki na úpsk’ie wodospady oraz drugą co do wielkości górę Czech Studničn’ą hor’ę 1554 m n.p.m. Tylko chwila przerwy na zwiedzenie małego budynku stacji wodociągu na Śnieżkę, a później cały czas w dół wygodną drogą do dna doliny. Cały czas wspaniała możliwość podziwiania górskiego surowego krajobrazu. I jedna myśl. Na pewno czeskim rodzinnym sportem narodowym jest wędrowanie po górach. Świadczą o tym nie tylko badania socjologiczne, z których wynika że, 52% Czechów chociaż raz w tygodniu korzysta z jakiejś aktywności sportowej, w tym z turystyki pieszej, ale również liczba spotkanych na szlaku rodzin.
15:56 Bouda pod Sněžkou. Obří důl niegdyś jedno z centrów górniczych Karkonoszy, w którym już w średniowieczu wydobywano między innymi rudę miedzi i arsenopiryt. Ostatnie kopalnie zamknięto tutaj w 1959 roku. Daje to prawie 500 lat historii górnictwa u stóp Śnieżki. Prowadzone od lat osiemdziesiątych badania pod kierunkiem Radko Táslera doprowadziły do potwierdzenie istnienia w Obří důl’u ponad stu wyrobisk, z których 28 uznaje się za wiodące. Obecnie można zwiedzić jedną z dawnych kopalni Důl Kovarna-kopalnia Kuźnica. Bilety są do nabycia w Vesely’m Vyle’cie w Pec’u. Na łące, obok boud’y pod Sněžkou pewnym zaskoczeniem był niespotykany po polskiej stronie Karkonoszy widok pasących się tu owiec, które bardziej zainteresowane były kopaniem w ziemi jam dla ochłody, niż skubaniem zielonej, górskiej trawy. Dalej asfaltową drogą w dół doliny. Zostawiamy za sobą Boudę pod Sněžkou, w której nie skorzystaliśmy z sauny za 150 koron od osoby, za godzinę, ponieważ takie atrakcje w Czechach w lecie ma się na dworze za darmo. Raz z powodu panującego totalnego ciepła, dwa z nadmiaru ruchu. Sauna w boudzie nie tym razem.
16:02 Krzesła w strumieniu. Po kilku minutach tuż obok szlaku mały strumień przepływa między nogami dwóch pozostawionych w tym miejscu drewnianych zydli. Pierwsza myśl: ciekawa forma terapii, druga jak fajnie usiąść na krześle w upalny dzień i w komfortowych warunkach moczyć nogi w chłodnej wodzie karkonoskiego strumienia. Ale, ale. Co robią kolejne krzesła rozrzucone w fantazyjne sposób w koronie przydrożnego drzewa? Na pewno nie służą do kontemplowania z tej perspektywy świata. Na tej samej łące, pod lasem, trudno nie dostrzec gigantycznego kilkumetrowego krzesło, chyba dla Golema. Wszyscy przechodzący turyści doceniając artystyczną wizję zagospodarowania przestrzeni górskiej doliny, na moment się zatrzymując wzrok, komentują zastany obraz drobnym uśmiechem. I idą dalej.
16:09 Kofola. Już widać dolną stację wyciągu na Śnieżkę więc czas na odpoczynek i coś czeskiego do picia. Kofola toczena w przydrożnej boudzie to jest to. Każde państwo bloku wschodniego miało kiedyś swoją odmianę imperialistycznej coca coli. Jeszcze gdzieś w pamięci, w głowie jest smak z lat siedemdziesiątych polskiej quick coli produkowanej w małych regionalnych rozlewniach wód gazowanych w całym kraju. Czesi mają kofolę, która święciła triumfy popularności już w latach sześćdziesiątych, tak wielkie, że musiano z sąsiednich krajów ściągać zioła i rośliny do produkcji ekstraktów, które były dodawane do napoju, ponieważ krajowe zapasy się wyczerpały a popyt na kofolę rósł z roku na rok. Później czas aksamitnej rewolucji i zmiany ustroju trochę zahamował ekspansję marki. Obecnie w każdym sklepie oraz w każdym schronisku można dostać „toczeną” kofolę. Wygrywa ona zdecydowanie rywalizację ze swoimi zachodnimi konkurentami. Co do smaku opinie są podzielone ale w upalny dzień „toczena” zimna czeska cola chłodzi, upał łagodzi i siły dodaje. Ma ponoć o 30 % procent mniej cukru niż inne tego typu produkty, ale za to posiada więcej kofeiny i nie zawiera kwasu fosforowego. Zdrowsza? Smaczniejsza?
16:43 Zygzakami do góry. Żółtym a później zielonym szlakiem do góry. Z widokiem na nowy gondolowy wyciąg. Z Pec’u na Růžovą horę jeździła dwuosobowa krzesełkowa kolejka linowa już od 15 stycznia 1949 roku. Drugi jej odcinek na Śnieżkę został uruchomiony 1 lipca 1950 roku. Trzy stacje i łączna długość wyciągu 3527 metrów przy średnia szybkości 2,5 metra na sekundę, powodowało, że drogę na Śnieżkę można było pokonać w 25 minut. Funkcjonowanie kolei uzależnione było od panujących warunków atmosferycznych. Średnio w roku drugi odcinek był do pokonania tylko przez 152 dni w roku. Obecnie po przeprowadzonej modernizacji w roku 2014 na dolnym odcinku w minutowych odstępach jeździ 15, a na górnym 17 gondoli przewożąc na godzinę 250 turystów pokonuje różnicę wysokości 759 metrów i odległość 3759 metrów w ciągu 14 minut, włącznie z przejazdem przez średnią stację. Przejście zielonych zygzakami do Děčínsk’iej boudy trwało trochę dłużej, bo ponad godzinę. Ale warto było.
17:58 Děčínská bouda. Na růžohorskie łąki 1280 m n.p.m. krowy wróciły po długich pięćdziesięciu latach przerwy. Gospodarstwo górskie Děčínská bouda prowadzą Radka i David Mlejnkowie. Produkują sery, jogurty i twaróg z domowego mleka. Dwa razy w tygodniu, starym zwyczajem pieczony jest chleb i placki skwarkowe. Obsługa w regionalnych strojach podaje turystą karkonoskie ”kyselo”, zupę prawdziwkową, smoczkową z rzepy, naleśniki gryczane czy też wołowinę przygotowaną według XVIII-wiecznego przepisu z sosem chlebowym. Można również spróbować drożdżowych knedli z jagodami, jeżynami i morelami. Jest to nie tylko kulinarna wycieczka w czasie. Wnętrze domu, jego klimat oraz atmosfera, zachowane meble, bibeloty, rzeczy codziennego użytku przenoszą w czasie, do epoki w której nie było samochodów, kolei gondolowych, a drzewo i siano zwożono z gór drewnianymi rogatymi saniami. Po krótkiej wycieczce w głąb karkonoskiej historii, przyszedł czas na łagodny marsz żółtym szlakiem wzdłuż wyciągu na Śnieżkę Drogą Tragarzy.
19:07 Travers. Do szczytu Śnieżki pół godziny, lecz zielony szlak odchodzi w prawo słynnym Treverzem. Jest to stara myśliwska ścieżka prowadząca południowym zboczem Czarnego Grzbietu do Jelenki. Poprzez morze kosodrzewiny, pojawiające się co jakiś czas gołoborza i małe zielone górskie łąki z łanami jagód, idąc nieuporządkowaną ścieżką, w kompletnej ciszy można obserwować na zboczu Jeleni hory podnoszący się powoli ku górze charakterystyczny cień Śnieżki. Odchodzący dzień pachnie sosną, rozgrzanym przez promieniami słońca powietrzem. Gra muzyka gór, ciszy wieczoru.
19:58 Wyjście z cienia. 16 września 1609 roku komisja urzędników z cesarskich kopalni srebra z Kutnej Hory i rajców z Trutnova oceniała stan karkonoskich lasów po prowadzonych tutaj przez czterdzieści lat wyrębów na potrzeby kutnohorskich kopalni. Z pozostawionych zapisków dotyczących terenu Lvi dulu, wiemy o tym, że drzewa już wycięto prawie wszystkie a klauzy służące do spławiania drewna stoją niewykorzystane. Mieszkańcy tych miejsc zajmowali się już wtedy tylko wypasem bydła na porębach, przesiekach oraz w lasach Jego Cesarskiej Mości. I zaraz po wejściu do lasu, światło zastąpiło cień a promienie zachodzącego za Czarny Grzbietem słońca zmieniła zieleń w złoto. Tylko chwila, mały moment różnicy i midasowy cud gotowy. Magiczne przekroczenie smugi cienia Śnieżki. Pierwiastek karkonoskiego światła.
20:14 Skrzydło Junkersa. Tuż przy ścieżce oparty o pień starego świerka fragment jasnoszarej blachy mógł ujść uwadze, zwłaszcza, że cały czas trzeba było uważać na pod nogi na poplątane w fantazyjne kształty korzenie drzew.
W nocy 23 lutego 1945 podczas zamieci rozbił się o Czarny Grzbiet niemiecki Junkers Ju 52, którym z oblężonego Wrocławia ewakuowano rannych żołnierzy. Była to największa katastrofa lotnicza w Karkonoszach. Duraluminiowa blacha zauważona przy szlaku musiała pochodzić z tego wraku. W 1998 roku zebrano fragmenty tego samolotu i przy pomocy helikoptera przeniesiono w bezpieczne miejsce. Chyba jednak nie wszystkie. Jeden zabranych wtedy silników można oglądać w punkcie informacji w Pomezní bud’ach.
20:22 Jelenka. Pamiątkowy obelisk z 1914 z ledwo widocznym napisem Emmaquelle a w jego pobliżu źródełko Emmy i już jest widoczny dach schroniska Jelenka. Na jego drzwiach napis „Czynne do 18.00 Proszę dzwonić i czekać 5 minut”. No cóż dalej więc czerwonym szlakiem do Sowiej Przełęczy, z krótką przerwą dla górówki boruty. Przecież mamy 2015 rok czyli Rok Motyli ogłoszony przez KPN. Sowia Przełęcz i zmian koloru szlaku, tym razem w dół czarnym, fajnie wyremontowanym ku Niedźwiadzie. Tu o zmierzchu, siedząc na mostku i lekko sobie machając nogami nad całkowicie wyschniętym strumieniem, patrząc w górę można było dostrzec zachodzący księżyc za Czarną Kopę. Piętnastominutowy spektakl wędrówki naturalnego satelity Ziemi po karkonoskim niebie. Cudna chwila.
22:02 Karpacz. I już w domu
Podobne