Przez Karpacz Górny

Karpacz Górny-historie nieznane. Aneks

Mostowa Góra- Młynek Miłości- Śląska Droga- Chlebowa Buda- Mandragora Pana Krebsa- Ścieżka Czarownic- Leśny Zbór-Pański Dom- Cyklopie Mury- DW Urocza- Opera Kurta Weila- Dzwonnica i zegar- wojny fotograficzne- Miś morderca- zabójstwo leśniczego Freya- tygodniowy żłobek- anomalia grawitacyjna- marnit- Dziki Wodospad- stok Winterpol- meta Tour de Pologne- pawie wicepremiera ZSRR- największa ruchoma rzeźba Ducha Gór- lodowisko bez lodu- skarb 

   Historia pana Andrzeja.  W swojej łazience letnią porą goliłem się jak co rano przy uchylonym oknie i wtedy usłyszałem głos dobiegający z drugiej strony ulicy. Na chodniku zatrzymał się z grupą turystów przewodnik i rozpoczął swoją opowieść. Jakież było moje zdumienie, kiedy usłyszałem, że w Karpaczu Górnym bywał Bolesław Bierut i mieszkał w moim domu. Rozmawiałem o tym później z moimi sąsiadami, którzy pamiętają te czasy. Nikt nie pamiętał o tym zdarzeniu, ale według nich chodzić może o dawnego mieszkańca naszego domu, który był zaraz po wojnie milicjantem i z karabinem pilnował porządku w Karpaczu Górnym. W mieszkaniu pan M. na poczesnym miejscu miał swoje zdjęcia z Bierutem. Przy różnych okazjach chwalił się tym faktem. Może z tego to wynika. Bierut mieszkał w naszym domu tylko, że na ścianie u pana M.

  Historia pana Mirka. Ładnych parę lat temu w Karpaczu Górnym turyści mogli zrobić sobie zdjęcie z prawdziwym niedźwiedziem. Nie był to jakiś człowiek przebrany w skórę misia tylko najnormalniejszy brunatny zwierz. Miś trafił tu jako mała kuleczka. Jadł i rósł. Przez właściciela był wyprowadzany na miasto i chętni turyści mogli sobie robić z nim zdjęcie. Oczywiście za opłatą. My mieszkaliśmy w budynku stojącym obok obecnego pensjonatu Trojan. Tato chował wtedy owcę z dwoma jagniętami. Kiedyś nie wiadomo z jakiego powodu niedźwiedź zerwał się z łańcucha i wdarł się na nasze podwórko.  Owca przywiązana była do palika. I jak opowiadał mi mój tato małe owieczki uciekły, a matkę miś rozpłatał swoimi zębami i pazurami. Krwi na podwórku było co nie miara. Wezwani na pomoc milicjanci strzelali do niedźwiedzia ze służbowych pistoletów, ale on się odganiał od kul, jak od much. Dopiero wezwany na pomoc myśliwy powalił misia breneką.  Później wywieziono go furmanką nie wiem dokąd.  Link do zdjęcia z misiem z Karpacza Górnego: http://karpacz.fotopolska.eu/610997,foto.html

  Historia pani Ireny. Hotel Orlinek nazywany był „Berlinek” tylu tu do niego przyjeżdżało niemieckich turystów, przede wszystkim z NRD. Nawet dla gości Hotelu „Skalny” organizowane były uroczyste kolacje w naszym obiekcie.  W głównym budynku było 168 miejsc noclegowych w ładnych pokojach kategorii II i 60 miejsc w „Zielonym” przeznaczonym dla grup kategorii III. Pracowało wtedy ponad sto osób w: kuchni, recepcji, sali restauracyjnej na 150 miejsc konsumpcyjnych, kawiarni na 50 miejsc, coctail barze na 80 miejsc, sali „Zielonej” przeznaczonej do urządzania specjalnych bankietów i drink bar na cztery stoliki, kasa walutowa i PEWEX. Obsługiwaliśmy także rządowe i partyjne delegacje przyjeżdżające do Karpacza. A było ich sporo. Dostarczaliśmy jedzenie również dla pierwszego sekretarza PZPR  Edwarda Gierka, kiedy gościł na „Zameczku”. Część gastronomiczna była czynna od 8 rano do 4 nad ranem. Na górze grała muzyka na „żywo” bawiono się przy klasycznych melodiach, a na dole królował big beat. W dwóch specjalnych pokojach przechowywany był tylko alkohol, wszelkie możliwe dobre trunki. Zagraniczne też. Piwo dostarczano samochodami wprost pod drzwi prowadzące do piwnicy. Pracownicy była znakomita, dobrze wyszkolona i pilnująca swoich obowiązków. Na kuchni przygotowywano najlepszy posiłki i najwykwintniejsze dania. Zdarzyło się piec pawie dla wicepremiera ZSSR. Wiele osób z ówczesnej załogi wyjechało za zagranicę i pracowało w najlepszych hotelach. Na przykład w Szwajcarii przy obsłudze gości kolejnych spotkań w Davos. Są kelnerzy z Orlinka, którzy obsługują jeszcze gości w Karpaczu lub prowadzą własne interesy w gastronomii. Za przewinienia można było trafić się na zmywak. Kara była mierzona w dniach. Ważnym wydarzeniem były zjazdy „Orlinkowców”. Przyjeżdżali profesowie w uczelni z Poznania, Wrocławia, dyrektorka Cepelii, wicepremier Krzak. Orlinek miał klimat, wchodziło się do niego kręconymi schodami rozchodzącymi się w dwie strony, wystrój i wyposażenie robił na gościach wrażenie. Organizowane były bale karnawałowe i bale przebierańców. Ludzie się bawili i lubili się bawić. Przebranie potrafiono zrobić z „niczego”. Byliśmy najlepszą i najbardziej dochodową placówką WPGT. Zarabialiśmy na utrzymanie innych.

W galerii zdjęcia z wnętrza DW UROCZA ze słynną i pierwszą windą w Karkonoszach jako aneks fotograficzny.