W cieniu góry

Karpacz-Kopa-Obří důl-turbina Peltona-średniowieczni poszukiwacze skarbów-krzesła w Upie- smak kofoli-zygzaki na Růžohorky-Droga Tragarzy-najwyżej położone w Czechach gospodarstwo -prawdziwy karkonoski jogurt-karkonoscy pasterze-beczkowa łaźnia-Travers-marsz pachnący sosną -w cieniu Wielkiej Góry-przejście smugi cienia-skrzydło Junkersa-Jelenka-motyle na Sowiej Przełęczy-zachód księżyca w Sowiej Dolinie-Karpacz

14:15 Karpacz dolna stacja wyciągu na Kopę. Jak to bywa o tej porze na dolnej stacji wyciągu, żadnych kolejek, trzy bilety, wydane 84 złote i już można było się rozsiąść na najwygodniejszym z wygodnych, jednoosobowym, drewnianymi szczebelkami wymoszczonym krześle kolei górskiej. Dobra widoczność, tłumy zjeżdżających z góry zmęczonych turystów zapowiadały możliwość spokojnego wędrowania. I tylko przy wysiadaniu należy pamiętać: wajcha do góry, a dopiero później, w prawo, w bok. Nie odwrotnie, bo będzie dodatkowa runda gratis.

15:06 Obří důl. Pod Śląskim Domem gęsto od spacerowiczów schodzących ze Śnieżki, gdzie niegdzie tylko wmieszani w tłum pojawiali się turyści z plecakami. Szybko niebieski szlak prowadzi do Obří důl’u. Po drodze motyle, niebieskie dzwonki symbol czeskiego parku narodowego w pełnym rozkwicie i widoki na úpsk’ie wodospady oraz drugą co do wielkości górę Czech Studničn’ą hor’ę 1554 m n.p.m. Tylko chwila przerwy na zwiedzenie małego budynku stacji wodociągu na Śnieżkę, a później cały czas w dół wygodną drogą do dna doliny. Cały czas wspaniała możliwość podziwiania górskiego surowego krajobrazu. I jedna myśl. Na pewno czeskim rodzinnym sportem narodowym jest wędrowanie po górach. Świadczą o tym nie tylko badania socjologiczne, z których wynika że, 52% Czechów chociaż raz w tygodniu korzysta z jakiejś aktywności sportowej, w tym z turystyki pieszej, ale również liczba spotkanych na szlaku rodzin.

15:56 Bouda pod Sněžkou. Obří důl niegdyś jedno z centrów górniczych Karkonoszy, w którym już w średniowieczu wydobywano między innymi rudę miedzi i arsenopiryt. Ostatnie kopalnie zamknięto tutaj w 1959 roku. Daje to prawie 500 lat historii górnictwa u stóp Śnieżki. Prowadzone od lat osiemdziesiątych badania pod kierunkiem Radko Táslera doprowadziły do potwierdzenie istnienia w Obří důl’u ponad stu wyrobisk, z których 28 uznaje się za wiodące. Obecnie można zwiedzić jedną z dawnych kopalni Důl Kovarna-kopalnia Kuźnica. Bilety są do nabycia w Vesely’m Vyle’cie w Pec’u. Na łące, obok boud’y pod Sněžkou pewnym zaskoczeniem był niespotykany po polskiej stronie Karkonoszy widok pasących się tu owiec, które bardziej zainteresowane były kopaniem w ziemi jam dla ochłody, niż skubaniem zielonej, górskiej trawy. Dalej asfaltową drogą w dół doliny. Zostawiamy za sobą Boudę pod Sněžkou, w której nie skorzystaliśmy z sauny za 150 koron od osoby, za godzinę, ponieważ takie atrakcje w Czechach w lecie ma się na dworze za darmo. Raz z powodu panującego totalnego ciepła, dwa z nadmiaru ruchu. Sauna w boudzie nie tym razem.

16:02 Krzesła w strumieniu. Po kilku minutach tuż obok szlaku mały strumień przepływa między nogami dwóch pozostawionych w tym miejscu drewnianych zydli. Pierwsza myśl: ciekawa forma terapii, druga jak fajnie usiąść na krześle w upalny dzień i w komfortowych warunkach moczyć nogi w chłodnej wodzie karkonoskiego strumienia. Ale, ale. Co robią kolejne krzesła rozrzucone w fantazyjne sposób w koronie przydrożnego drzewa? Na pewno nie służą do kontemplowania z tej perspektywy świata. Na tej samej łące, pod lasem, trudno nie dostrzec gigantycznego kilkumetrowego krzesło, chyba dla Golema. Wszyscy przechodzący turyści doceniając artystyczną wizję zagospodarowania przestrzeni górskiej doliny, na moment się zatrzymując wzrok, komentują zastany obraz drobnym uśmiechem. I idą dalej. 

16:09 Kofola. Już widać dolną stację wyciągu na Śnieżkę więc czas na odpoczynek i coś czeskiego do picia. Kofola toczena w przydrożnej boudzie to jest to. Każde państwo bloku wschodniego miało kiedyś swoją odmianę imperialistycznej coca coli. Jeszcze gdzieś w pamięci, w głowie jest smak z lat siedemdziesiątych polskiej quick coli produkowanej w małych regionalnych rozlewniach wód gazowanych w całym kraju. Czesi mają kofolę, która święciła triumfy popularności już w latach sześćdziesiątych, tak wielkie, że musiano z sąsiednich krajów ściągać zioła i rośliny do produkcji ekstraktów, które były dodawane do napoju, ponieważ krajowe zapasy się wyczerpały a popyt na kofolę rósł z roku na rok. Później czas aksamitnej rewolucji i zmiany ustroju trochę zahamował ekspansję marki. Obecnie w każdym sklepie oraz w każdym schronisku można dostać „toczeną” kofolę. Wygrywa ona zdecydowanie rywalizację ze swoimi zachodnimi konkurentami. Co do smaku opinie są podzielone ale w upalny dzień „toczena” zimna czeska cola chłodzi, upał łagodzi i siły dodaje. Ma ponoć o 30 % procent mniej cukru niż inne tego typu produkty, ale za to posiada więcej kofeiny i nie zawiera kwasu fosforowego. Zdrowsza? Smaczniejsza?

16:43 Zygzakami do góry. Żółtym a później zielonym szlakiem do góry. Z widokiem na nowy gondolowy wyciąg. Z Pec’u na Růžovą horę jeździła dwuosobowa krzesełkowa kolejka linowa już od 15 stycznia 1949 roku. Drugi jej odcinek na Śnieżkę został uruchomiony 1 lipca 1950 roku. Trzy stacje i łączna długość wyciągu 3527 metrów przy średnia szybkości 2,5 metra na sekundę, powodowało, że drogę na Śnieżkę można było pokonać w 25 minut. Funkcjonowanie kolei uzależnione było od panujących warunków atmosferycznych. Średnio w roku drugi odcinek był do pokonania tylko przez 152 dni w roku. Obecnie po przeprowadzonej modernizacji w roku 2014 na dolnym odcinku w minutowych odstępach jeździ 15, a na górnym 17 gondoli przewożąc na godzinę 250 turystów pokonuje różnicę wysokości 759 metrów i odległość 3759 metrów w ciągu 14 minut, włącznie z przejazdem przez średnią stację. Przejście zielonych zygzakami do Děčínsk’iej boudy trwało trochę dłużej, bo ponad godzinę. Ale warto było.

17:58 Děčínská bouda. Na růžohorskie łąki 1280 m n.p.m. krowy wróciły po długich pięćdziesięciu latach przerwy. Gospodarstwo górskie Děčínská bouda prowadzą Radka i David Mlejnkowie. Produkują sery, jogurty i twaróg z domowego mleka. Dwa razy w tygodniu, starym zwyczajem pieczony jest chleb i placki skwarkowe. Obsługa w regionalnych strojach podaje turystą karkonoskie ”kyselo”, zupę prawdziwkową, smoczkową z rzepy, naleśniki gryczane czy też wołowinę przygotowaną według XVIII-wiecznego przepisu z sosem chlebowym. Można również spróbować drożdżowych knedli z jagodami, jeżynami i morelami. Jest to nie tylko kulinarna wycieczka w czasie. Wnętrze domu, jego klimat oraz atmosfera, zachowane meble, bibeloty, rzeczy codziennego użytku przenoszą w czasie, do epoki w której nie było samochodów, kolei gondolowych, a drzewo i siano zwożono z gór drewnianymi rogatymi saniami. Po krótkiej wycieczce w głąb karkonoskiej historii, przyszedł czas na łagodny marsz żółtym szlakiem wzdłuż wyciągu na Śnieżkę Drogą Tragarzy.

19:07 Travers. Do szczytu Śnieżki pół godziny, lecz zielony szlak odchodzi w prawo słynnym Treverzem. Jest to stara myśliwska ścieżka prowadząca południowym zboczem Czarnego Grzbietu do Jelenki. Poprzez morze kosodrzewiny, pojawiające się co jakiś czas gołoborza i małe zielone górskie łąki z łanami jagód, idąc nieuporządkowaną ścieżką, w kompletnej ciszy można obserwować na zboczu Jeleni hory podnoszący się powoli ku górze charakterystyczny cień Śnieżki. Odchodzący dzień pachnie sosną, rozgrzanym przez promieniami słońca powietrzem. Gra muzyka gór, ciszy wieczoru.

19:58 Wyjście z cienia. 16 września 1609 roku komisja urzędników z cesarskich kopalni srebra z Kutnej Hory i rajców z Trutnova oceniała stan karkonoskich lasów po prowadzonych tutaj przez czterdzieści lat wyrębów na potrzeby kutnohorskich kopalni. Z pozostawionych zapisków dotyczących terenu Lvi dulu, wiemy o tym, że drzewa już wycięto prawie wszystkie a klauzy służące do spławiania drewna stoją niewykorzystane. Mieszkańcy tych miejsc zajmowali się już wtedy tylko wypasem bydła na porębach, przesiekach oraz w lasach Jego Cesarskiej Mości. I zaraz po wejściu do lasu, światło zastąpiło cień a promienie zachodzącego za Czarny Grzbietem słońca zmieniła zieleń w złoto. Tylko chwila, mały moment różnicy i midasowy cud gotowy. Magiczne przekroczenie smugi cienia Śnieżki. Pierwiastek karkonoskiego światła.

20:14 Skrzydło Junkersa. Tuż przy ścieżce oparty o pień starego świerka fragment jasnoszarej blachy mógł ujść uwadze, zwłaszcza, że cały czas trzeba było uważać na pod nogi na poplątane w fantazyjne kształty korzenie drzew.

W nocy 23 lutego 1945 podczas zamieci rozbił się o Czarny Grzbiet niemiecki Junkers Ju 52, którym z oblężonego Wrocławia ewakuowano rannych żołnierzy. Była to największa katastrofa lotnicza w Karkonoszach. Duraluminiowa blacha zauważona przy szlaku musiała pochodzić z tego wraku. W 1998 roku zebrano fragmenty tego samolotu i przy pomocy helikoptera przeniesiono w bezpieczne miejsce. Chyba jednak nie wszystkie. Jeden zabranych wtedy silników można oglądać w punkcie informacji w Pomezní bud’ach.

20:22 Jelenka. Pamiątkowy obelisk z 1914 z ledwo widocznym napisem Emmaquelle a w jego pobliżu źródełko Emmy i już jest widoczny dach schroniska Jelenka. Na jego drzwiach napis „Czynne do 18.00 Proszę dzwonić i czekać 5 minut”. No cóż dalej więc czerwonym szlakiem do Sowiej Przełęczy, z krótką przerwą dla górówki boruty. Przecież mamy 2015 rok czyli Rok Motyli ogłoszony przez KPN. Sowia Przełęcz i zmian koloru szlaku, tym razem w dół czarnym, fajnie wyremontowanym ku Niedźwiadzie. Tu o zmierzchu, siedząc na mostku i lekko sobie machając nogami nad całkowicie wyschniętym strumieniem, patrząc w górę można było dostrzec zachodzący księżyc za Czarną Kopę. Piętnastominutowy spektakl wędrówki naturalnego satelity Ziemi po karkonoskim niebie. Cudna chwila.

22:02 Karpacz. I już w domu