30 godzin 100 kilometrów

Zdjęcia i huk salwy z dwóch pistoletów.

Zaczęło się Wielkie Wędrowanie z Gildią Przewodników Sudeckich 2015.

Rytm bębnów wyznacza kierunek a czarna strzała goni jelenia pod Grzybkiem.

Dobry spacer wzdłuż chłodu rzeki.

W Siedlęcinie małe egzorcyzmy, woda gazowana, tactical light.

Historia o tym jak wieże rycerskie budowano ongiś.

Złote promienie słońca prosto w oczy, dzień się żegna.

Wrzeszczyński odpoczynek przy elektrowni. Energetycznie i optymistycznie.

Czołówki, światełka. Wzdłuż Bobry nocny spacer.

Runda honorowa na mostkach na Kamienicy.

Wzdłuż Bobru i zalewu. Złote światło księżyca odbijające się w wodzie.

Zapora w Pilchowicach. Wody gazowana, pierwsze zmęczenie, pierwsze pożegnania.

Pokrzywnik. Jest asfalt. Jest stukot, szuranie, stukanie, postukiwanie kijów.

Jasna noc. Ciepło ponad 20 stopni.

Maciejowiec. Odpoczynek na przystanku.

Łąki, cześnie. Jasne i słodkie.

Łaki. Są cześnie. Ciemne słodkie, słodsze. Pościg za grupą.

Radomice. Nocna panorama. Czerwone światełka farmy wiatrowej pod Legnicą.

Przez las. Dużo świateł czołówek, czerwone rowerowe, niebieskawe taktyczne.

Ludzki świetlny wąż.

Odpoczynek na trawie pachnący lipą i skrzący się gwiazdami.

Łupki. Zamek nocą, pierwsze schody, zapach czosnku i pierwszy krzyż pokutny.

Wleń. Pachnący, chrypiący chleb kupiony w piekarni rwany na kęsy. Pychota.

Prawie 10 godzin marszu, prawie 40 kilometrów.

Pałac Książęcy. Ciepła zupa gulaszowa, słodka, gorąca herbata, odpoczynek.

Wstaje dzień. Lipową aleją dalej ponad 140 par nóg.

Pola, pola, pola pełne zbóż. Po lewej słońce, po prawej panorama na Karkonosze i Izery.

Maki, chabry w morzu zbóż.

Jest ciepło. Jest Czernica i asfaltem dalej. 

Stukot, szuranie, stukanie, postukiwanie kijów.

Krzyż pokutny z aureolą i oburęcznym tasakiem. Cudo.

Płoszczyna. Na górze stary gród.

Historia średniowiecznego „sejfu na złoto“ przez pan doktora opowiedziana. Fascynujące.

Przełęcz Chrośnicka i dalej w dół do wioski.

Chrośnicki odpoczynek. Słodka gorąca herbata i coś o ciekawym smaku. Wspólne zdjęcie.

Jeden kościół, trzy krzyże pokutne, stara średniowieczna droga i nieoceniony pan doktor. Ciekawe.

I dalej pod górę ponad 100 par nóg. Cześnie jasne, słodkie.

Symboliczna brama. Pękło 50 kilometrów. Jest dobrze.

Skałki i panorama z Okola. Mało miejsca. Jest gorąco.

Lubiechowski asfalt prowadzi prosto do pierwszego sklepu. Zimne napoje.

Średniowieczny chłód kościoła antidotum na upał.

Lubiechowski św. Krzysztof i freski. Jest moc.

Pierwsze odciśnięte w asfalcie ślady. Upał.

Stukot, szuranie, stukanie, postukiwanie kijów.

Świerzawa i chłód św. Katarzyny. Drzewo życia.

Alternatywne formy terapii. Bose stopy na średniowiecznej posadzce.

Śmietankowo-truskawkowe duże lody na świerzawskim rynku. Niebo w gębie.

Nowiutki, świeżutki, czarny, gorący asfalt. Da się.

Łany, łany trawy. Oczy pieką od pyłków. Gorąco ponad 30 stopni.

Woda gazowana. Morze wody gazowanej. Odpoczynek.

Stukot, szuranie, stukanie, postukiwanie kijów.

Do Dobkowa. Do Grety. Daleko było.

Barszczyk, leżenie w cieniu na  zielonej trawce.

Szklaneczka zimnej koli bez lodu.

Historia miłości Jana i Grety. Wspólne zdjęcie i historia bitwy o kapliczkę.

Do Lipy. Ponad 70 par nóg. Nie ma lipy. Pierwsze odciski.

Jest stukot, szuranie, stukanie, postukiwanie kijów.

Historia zamkowej piramidy. Tajemnica.

Łąki, pola, lasy, drogi i dróżki. Jest ciepło.

Przerwy i gazowana woda do woli. Jest wola.

Panorama pod dębem. Oświetlony zamek w Bolkowie a w tle Góry Wałbrzyskie. Bajkowo.

I w dół do Świn. Na horyzoncie światła Świebodzic.

S 3 do Bolkowa. Ludzki świetlny wąż. Jest dobrze.

W Bolkowie na rynku gwarnie. Satysfakcja.

Do Wierzchosławiczek. Przez otwartą furtę, trawersem zbocza przez las. Strumyk. Pola zbóż.

Morze pól. Podejście pod górę, zejście. Cały czas zbożem. Kilka światełek. Zboże.

Jakaś droga w zbożu. Jeszcze trochę przez to cholerne zboże. Wreszcie asfalt.

Powitanie, radość.

30 godzin bez snu, 100 kilometrów. Raz na pięćdziesiąt lat. Wystarczy.

Może.