Panorama Karkonoszy zasłonięta przez woal chmur i mgieł. Po deszczu, kilka rzuconych wśród łąk i pól domów. Przed jednym z nich pomarańczowe kalosze pana Mateusza mocnym kolorem odciskały się na tle świeżo skoszonej trawy podwórka gospodarstwa z 1871 roku. I słowa przemówień: Berlin, Paryż, Poznań odwiedził Tarczyn.
Ściana mapy zapomnianych kontynentów wyryta płatami odpadającego tynku z przerwą na drzwi, w których za moment pojawi się ciekawski pies. A w środku domu, w wystawowych izbach pozbawionych codziennych sprzętów prace artystów. Goście wernisażu zatrzymywali dla siebie na moment czas, odkrywając sobie znane, a innym nieoczywiste połączenia faktur, struktur, zapachów, kolorów i dźwięków starego domostwa z współczesnymi pracami artystów.
W niskich izbach piękne błękitne belki podtrzymują gołębie niebo sufitów. Na starym kaflowym piecu zardzewiałe rudą rdzą drzwiczki informują, iż powstały przed kilkudziesięciu laty w zakładzie niejakiego pana Knobloch z Wlenia. Pozostałości po starej instalacji elektrycznej stały się matecznikiem, w którym znalazły schronienie sarny, jelenie i łanie. W ciemności stajni, z ceglanym wypiętym w łuki stropem, podtrzymywanym przez żeliwne wsporniki, gdzie zwierzęta piły wodę z ceramicznymi poideł, ściana rozkwitała naręczami egzotycznych kwiatów. Budząc zachwyt pewnej pary.
Kwiecista suknia, zagubione wśród jezior łąk stado białych łabędzi i motyl, który przed momentem uderzywszy skrzydłami rozbił tynk i odsłonił ślady rąk budowniczych odciśnięte w glinie ściany to tylko precyzyjnie wykonane kolorowymi kredkami rysunki. Słowa i zdania ważnych i mniej ważnych wiadomości pomieszane w magmie egzotycznych gór. Ścinki gazet znalezionych na strychu ułożone w kolaż wysokogórskiego masywu i krzesła w kobaltowej poświacie goszczące obrazy. Zatrzymują zwiedzających.
Pamięć miejsca i tych wszystkich chwil odczytywanych ponownie, na nowo przez małą dziewczynkę, która przed wojną biegała po tym podwórku. Czas odkryty, czas dany, czas czarowany przez artystów.