Dzisiaj mija dokładnie sześćset lat kiedy to „21 maja 1418 r. Cuncze Nebiltschicz sprzedał braciom Ottonowi i Peterowi Nebiltschicz, wszystko co ma w Miłkowie /Arnsdorf/, Ściegnach /Steinseyfen/ i Płóczkach / TWERCHSEYFEN/ w okręgu Jelenia Góra /Hirschberg/”. Wtedy, sześć wieku temu rozpoczęła się pisana historia Płóczek i miasta pod Śnieżką.
Wczoraj punktualnie o godzinie 10.00 przy Muzeum Zabawek ze zbiorów Henryka Tomaszewskiego ruszyliśmy szlakiem najstarszych i nieco nowszych opowieści o dziejach Karpacza. Było o: powstaniu Muzeum Zabawek i panu Henryku Tomaszewskim, najcenniejszych muzealnych eksponatach, kolei w Karpaczu i godzinie 17.13, o przełomie rzeki i czeskiej średniowiecznej mapie, elektrowniach wodnych, ścieralniach celulozy, karczmie sądowej i wójtowskich sądach, sztolniach, srebrnym półksiężycu, pierwszych gospodarzach, osiemnastowiecznych górniczych piramidach finansowych, krzyżach granicznych, bluszczu i walce z celulitisem, duńskich deweloperach, o perłach, krowie Malwie, włoskiej żonie, poniemieckim talizmanie…
Płóczki-historie nieznane. Aneks
Historia pan Mirka. Opodal tych dwóch świerków i widocznej brzozy były kiedyś dwa stawy. Jak opowiadał mi mój dziadek hodowano w nich skójki perłopławe. Jeden ze stawów był dość głęboki, a drugi zdecydowanie płytszy. I idealnie się do tego nadawały. Nie wiem skąd on o tym wiedział. A nieco wyżej Dzikiego Potoku przy jego zakręcie jest podobne miejsce, które się bardzo dobrze do tego nadaje. Na łące rosną bardzo ciekawe rośliny: dziewięćsił, lilia złotogłów i „karkonoska kurara”.
Na Śląsku, w rzekach i strumieniach żyły skójki perłopławe. W „Opisaniu Jeleniogórskich Ciepłych Źródeł” z roku 1607 znajdujemy taki fragment o perłach: „ W piasku Kwisy łowią niekiedy rybacy perły, różne co do wielkości, kształtu, piękności i klarowności. Jedne są małe, inne wielkie, w niektórych małżach tkwi wiele małych perełek w ciele mięczaków, w innych / ite są częstsze/ tylko jedna duża i dwie luźno pomiędzy ciałem a skorupą”.Głównymi ośrodkami połowu pereł była: Leśna, Gryfów Śląski i Nowogrodziec koło Bolesławca. Z czasem małże wyginęły w rzekach i strumieniach Karkonoszy i Gór Izerskich. Ostatnie okazy znajdowano jeszcze w XIX wieku.
Historia pana Eugeniusza. Teść trafił Karpacza po wojnie. Był gospodarzem i od samego początku mieszkał w tym domu. Jak był w nim pierwszy raz to było tu jeszcze centralne ogrzewanie, jak już dostał dokumenty meldunkowe to centralnego ogrzewania już nie było. W gospodarstwie hodowano kury, kaczki, gęsi świnie, krowy oraz w najlepszych czasach cztery konie, które wykorzystywano przy pracach gospodarskich i w zwózce drewna z lasu. W zimie saniami wożono turystów. Na sześciu hektarach siano zboże: żyto i pszenicę, sadzono ziemniaki a część ziemi wykorzystywano jako łąki pod siano. Codziennie oddawano do sanatorium na Zarzeczu mleku dla dzieci. Gospodarstwo funkcjonowało jeszcze kilkanaście lat temu, do czasu kiedy jeszcze opłacało się wszystko trzymać. W części domu przyjmowano turystów na pokoje. W dobrym czasie nawet cały autobus się mieścił. Wtedy przyjeżdżały na kolonie dzieci z leszczyńskiego i spały na piętrowych łóżkach. Dom jest stary, co ciekawe ma własne ujęcie wody na zboczu Karpatki. Przed wojną w części murowanej była obora, a w drewnianej części mieszkał gospodarz. Góra była własnością bogatego mieszkańca Wrocławia, właściciela kilku kamienic. Kiedy on przyjeżdżał do Karpacza to gospodarz bryczką wyjeżdżał po niego na dworzec. Do tej pory mamy kontakt z przedwojennymi mieszkańcami. Córka pisze z panem, który mając czternaście lat mieszkał tutaj. Ten pan opowiadał, że po wojnie mieszkańcy Płóczek znosili do tego domu wszystkie cenne rzeczy, które nie mogli ze sobą zabrać i gromadzili je tu na strychu. Uważali ten dom za najbezpieczniejszy w całej okolicy. Jak kiedyś byłem w urzędzie to widziałem spis zebranych tu rzeczy zrobiony już przez polskie władze. Kiedy się wprowadziliśmy to już nic nie było.
Historia pana Andrzeja i Zbyszka. Wtedy całe dnie spędzaliśmy na dworze. Nie było telewizorów i komputerów, biegaliśmy po całej okolicy. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych przy ośrodku „Reda” zaraz przy bramie i na łące przy Strzelcu były sztolnie do których wchodziliśmy. Przy Redzie działała jeszcze wtedy ścieralnia celulozy. Mieliśmy latarki i wchodziliśmy tak głęboko, jak się dało. Na kilkadziesiąt metrów na pewno. Dalej już się nie dało, bo albo sztolnia była zasypana, albo była zalana wodą. Później sztolnie przy „Redzie” zasypano i teraz nawet trudno znaleźć miejsce gdzie ona była. W niej też były dwie boczne jakby komory, jedna większa i druga mniejsza, takie że mógł się nich zmieścić mały i większy samochód. W latach siedemdziesiątych rozebrano ścieralnię celulozy i na jej fundamentach postawiono ośrodek wypoczynkowy Stoczni Szczecińskiej „Reda”. Teraz podobno ktoś chce odtworzyć sztolnię pod Strzelcem.
Na terenie ośrodka „Reda” znajdują się być może ostatnie, tak dobrze zachowane kamienne i betonowe koła wykorzystywane w istniejącej do lat siedemdziesiątych, w tym miejscu ścieralni celulozy. W Karpaczu było kilka takich obiektów: koło Białego Jaru, przy ulicy Kowarskiej i przy „Redzie” właśnie. Wszystkie one pracowały na potrzeby pobliskiej fabryki papieru.
Może warto w 2018 roku zabezpieczyć i wyeksponować ostatnie w Karpaczu zabytki przemysłowej, papierniczej historii Karpacza.